czwartek, 31 marca 2016

Ostatnie eko zakupy, czyli jak wspierać lokalny biznes

Nie tak dawno, a właściwie w styczniu, w okolicy gdzie mieszkam otworzył się sklep z delikatesami ekologicznymi. Mijam go codziennie, więc końcu postanowiłam zajrzeć do środka. Okazało się, że to niezwykle przytulne miejsce, z miłą obsługą i nieprzeciętnym wnętrzem. Na drewnianych regałach stoją uporządkowane przysmaki, kosmetyki, a nawet środki czystości. Każdy chętnie tłumaczy co do czego służy, jaki ma skład itp. Weszłam tam w poszukiwaniu musztardy bez cukru, ale (jak to zwykle bywa) wyszłam z kilkoma innymi drobiazgami. Oto co kupiłam (poza musztardą ;)):


Zakupy może nie są porażająco wielkie, ale nie o to chodzi. Stwierdziłam (i nadal tak sądzę), że taki świetny sklepik musi przetrwać! W dobie gdy wielkie hipermarkety i sieciówki opanowują rynek warto czasem wybrać się do "osiedlaka", albo małego sklepiku z fajnymi rzeczami w okolicy, nawet nie po to żeby zrobić zakupy na cały miesiąc, tylko właśnie z myślą wspierania tego, co lokalne. Tak przynajmniej mi się wydaje. Dlatego ilekroć będę miała możliwość (i oczywiście trochę gotówki w kieszeni ;)) będę tu zaglądać i testować różne nowości. 

Zapraszam na krótką opinię o tym, co kupiłam:

1. Yogi Tea Women's Energy


Przyznaję... tą herbatkę kupiłam wyłącznie z próżności. Zachęciła mnie oczywiście szata graficzna, opis, ale także skład (zdjęcie poniżej). W smaku czuć przede wszystkim hibiskus i aromat maliny, ale do głosu dochodzi także pieprzna nuta. Smak jest bardzo interesujący, mnie przypadł do gustu, choć nie mogę powiedzieć, że to odkrycie stulecia. Czy dodaje energii? Jeśli liczycie na efekt kolibra po 10 kawach to nic z tego, ale z pewnością poprawia samopoczucie i w moim wypadku zaspokaja zapotrzebowanie na słodkie! 
skład:
mój ulubiony kubeczek z herbatką:

2.  Dary Natury Mięta


Myślicie sobie... e tam, zwykła mięta. Ale gdybym tylko mogła przesłać Wam jej zapach! Nawet przez foliowe opakowanie pachnie cudownie. Nigdy mi się nie zdarzyło, żeby cała torba przeszła zapachem mięty (nawet gdy kupowałam ją w aptece). Pycha!

3. Malwa Ptysie orkiszowe


Uwielbiam takie ptysie! Z tym, że najczęściej kupowałam je w zwykłych sklepach, posypane z cukrem. Te ptysie są dużo zdrowsze (skład poniżej), i smaczniejsze, choć uwaga... też zawierają tłuszcz palmowy! Nie zawierają cukru, więc nie są przesadnie słodkie i dla stanowią dobrą przekąskę do filmu. Na szczęście opakowanie nie jest duże (70g), dlatego nie ma obawy, że się "zapchacie" - mnie szczerze mówiąc wystarcza na 2-3 filmy ;).

skład:

To tyle jeśli chodzi o eko-zakupy na dziś :). 

Sklep, o którym mówiłam ma swoją stronę internetową TUTAJ i umożliwia robienie zakupów w sklepie internetowym.

Jednocześnie informuję, że nie jest to post sponsorowany. Wszystkie zakupy zrobiłam sama i zapłaciłam za nie z własnej kieszeni. Nie współpracuję z tym sklepem, ani w żaden inny sposób nie jestem z nim powiązana. Ten post to po prostu moja opinia :)



niedziela, 27 marca 2016

PUREDERM, czyli co kupiłam w Hebe. Koreańska pielęgnacja.

Witajcie!

Podczas mojej ostatniej wizyty w drogerii Hebe (tak, tak... tej należącej do tego samego koncernu co Biedronka), nie mogłam sobie odmówić zakupu kilku ciekawostek. Najfajniejsze z nich opiszę dzisiaj. Oba produkty to maseczki marki Purederm, produkowane w Korei.

1. Maski hydrokolagenowe w płachcie


Do zakupu zachęciła mnie przede wszystkim ich cena. Za 25 (!) masek zapłaciłam 20 zł. Postanowiłam, że spróbuję. Opakowanie wyglądało na estetyczne i ten wzór chemiczny na samym środku <3. Super! Po otwarciu saszetki moim oczom ukazał się dziwny widok. Sądziłam, że każda płachta zapakowana jest osobno... ale niestety nie. Wszystkie maski są po prostu złożone na pół i poukładane jedna przy drugiej. Na szczęście zamknięcie strunowe saszetki jest solidne i płachty nie wysychają. Trochę się namęczyłam zanim wyciągnęłam i rozłożyłam pierwszą, ale dalej było już tylko lepiej. Płachta dobrze dopasowała mi się do twarzy (nie jest zbyt wielka, co mi bardzo odpowiada). Zdziwiło mnie jedynie to, że na oczy nie ma standardowych otworów, tylko... tak jakby "klapki". Czyli można sobie również położyć ją na powieki. Oryginalny pomysł :). Płachta była nasączona całkiem konkretnie, ale ku mojemu zdziwieniu wyschła po 20 minutach na twarzy. Po ściągnięciu jej stwierdziłam, że moje buzia rzeczywiści wygląda na nawilżoną. była przyjemna w dotyku i zniknęły suche skórki w okolicach brwi. A zatem spełniła swoje zadanie. Na pewno wykorzystam i chyba zakupię ponownie.


Podsumowując:
+ cena (nawet bez promocji +-30 zł)
+nawilżenie
+20 minut relaksu, jaki zapewnia
+/-opakowanie
-dostępność (tylko Hebe)
--wysycha na buzi po 20 minutach

2. Kolagenowa maseczka pod oczy


I tym razem zwróciłam uwagę na cenę. Za 30 płatków pod oczy, czyli 15 "zabiegów", płacimy 9,99 zł. Chyba całkiem nieźle :). Po otwarciu wyżej wspomnianych masek, wiedziałam, że nie mam co liczyć na osobne zapakowanie płatków. Podobnie jak wyżej saszetka zamykana jest na zapięcie strunowe, które zapobiega wysychaniu. Wszystkie płatki są ułożone w dwóch rzędach w opakowaniu i dość kłopotliwe może być ich rozdzielenie. Ja używam szczypców, bo nie chcę, żeby bakterie z moich dłoni dostały się do opakowania. To tyle narzekania. Dopasowują się wspaniale i wygodnie się je nosi. Nie spadają z twarzy nawet, gdy chodzę, schylam się itp. Podobnie jak powyższe płachty wysychają po ok 20 minutach, ale działanie... Totalnie mnie zaskoczyło!!! Zawsze miałam kłopot z workami pod oczami i żaden krem sobie nie poradził z nieestetyczną "torebką" pod okiem. A tu taki szok. Kiedy zdjęłam płatki, nie mogłam uwierzyć, że pomogły. Skóra pod oczami wygładziła się, a worki zniknęły :). Działanie to u mnie wytrzymuje 2-3 dni, a potem koszmarek powraca, ale znów nakładam tą maskę i jest ok! Dla mnie rewelacja. Najlepszy produkt pod oczy jaki do tej pory znalazłam. Zostaję z nim na dłużej. Mój KWC :).


Podsumowujac:
+cena (9,99 zł/30 płatków)
+znikające worki pod oczami!
+nawilżenie
+/-opakowanie
-dostępność (tylko Hebe)
-wysychają po 20 min na twarzy (ale działają!)

*Zaznaczam, że informacje zamieszczane na blogu stanowią moją własność i nie wyrażam zgody na ich wykorzystywanie, ani rozpowszechnianie bez uzyskania mojej uprzedniej zgody. Chcesz skopiować? Zapytaj :)

piątek, 18 marca 2016

Inspiracja koreańską pielęgnacją czyli korean skincare routine

Jak niedawno pisałam, spodobała mi się koncepcja dbania o cerę na sposób koreański. Postanowiłam zatem wziąć się za ten temat na poważnie i spróbować, jaki efekt przyniesie na mojej skórze. Na razie do pielęgnacji używam tych kosmetyków, które aktualnie mam w domu (czyli polskie, ewentualnie rosyjskie). Brakuje mi także (póki co) esencji, gdyż nie znam jej odpowiednika na polskim rynku, a uważam, że na koreańskie zakupy jeszcze dla mnie za wcześnie. Chcę najpierw zorientować się na co moja skóra reaguje dobrze, a czego nie lubi. Mam nadzieję, że w ten sposób zminimalizuję ryzyko nieudanych zakupów.

Ale przechodząc do sedna...

Postanowiłam podzielić się z Wami moim pomysłem na tygodniowy plan pielęgnacji twarzy i ciała.


Co Wy na to???

Chętnie wysłucham Waszych uwag w komentarzu.

Na marginesie dodam, że chociaż wydaje się to bardzo czasochłonne, cały poranny rytuał zajmuje mi ok 8-10 minut, natomiast wieczorem (ponieważ pozwalam sobie na chwilkę masażu) pielęgnacja twarzy to ok 15 minut przyjemności. Oczywiście kiedy nakładam maseczkę pochłania to więcej czasu, ale dla mnie to relaks, a nie przykry obowiązek :)

*Zaznaczam, że informacje zamieszczane na blogu stanowią moją własność i nie wyrażam zgody na ich wykorzystywanie, ani rozpowszechnianie bez uzyskania mojej uprzedniej zgody. Chcesz skopiować? Zapytaj :)

piątek, 4 marca 2016

K-beauty HIT, czy KIT? Recenzja "Sekrety urody Koreanek. Elementarz pielęgnacji" Charlotte Cho

Witajcie ponownie!

Ostatnimi czasy zagościła w mojej domowej bibliotece nowa pozycja. Chodzi oczywiście o ...

Sekret urody Koreanek. Elementarz pielęgnacji autorstwa Charlotte Cho


Wszystko rozpoczęło się od zakupu azjatyckiego kremu BB. Zachęcona recenzjami kremu BB Skin 79 VIP Gold, zamówiłam pudełko InspiredBy Charlize Mystery - które zawierało właśnie ten krem.

Moje pierwsze wrażenie było baaardzo słabe. Ciężka, lepka maź o szarym odcieniu. Dopóki nie poczekałam kilku minut zanim się wchłonął. Od tego czasu zaczęłam odrobinę interesować się "dalekowschodnimi" kosmetykami.

Wiedzę czerpałam przede wszystkim z blogów i od producentów, a także polskich i zagranicznych dystrybutorów. Niestety nie miałam żadnego pojęcia ani o produktach, ani o pielęgnacji skóry, dlatego, zagubiona w całej masie produktów, szybko się zniechęcałam. Na wieść o książce, która wyjaśnić miała te, zagmatwane dla mnie, kwestie ucieszyłam się jak dziecko.

Kupiłam ją najszybciej jak mogłam i od razu rozpoczęłam lekturę.

Recenzja właściwa:
Pierwsze co rzuca się w oczy to oprawa graficzna. Cała książka utrzymana jest w kolorystyce szarości i delikatnego różu. Kartkując strony natrafiłam na wesołe rysunki. Być może są nieco infantylne, ale świetnie obrazują treść i pomagają zapamiętać to co najważniejsze. 


Szata graficzna jest bardzo przyjemna i lekka, ale dla mnie ważniejsza była treść. Książka napisana jest bardzo lekkim i przystępnym językiem. Autorka unika tonu strofującej mamy, zamiast tego dając porady jak najlepsza przyjaciółka. 

Przechodząc zaś do meritum... 
Autorka, z pochodzenia Koreanka, która wraz z rodzicami przeniosła się do USA i po latach odkrywa na nowo swój ojczysty kraj i jego zwyczaje, trafnie porównuje mentalność zachodu i wschodu pod kątem pielęgnacji cery. Zwraca uwagę na to jak ważna jest właściwa pielęgnacja, która zapewnia zdrową i piękną skórę. Pokazuje krok po kroku jak może wyglądać nasz rytuał pielęgnacyjny oraz podpowiada jak określić typ własnej skóry i dobrać do niej odpowiednie kosmetyki. Zwraca uwagę przede wszystkim na zapobieganie problemom, zamiast ich późniejsze leczenie i maskowanie. Prowadzi nas po świecie koreańskich kosmetyków, zaznaczając jednocześnie, że każda z nas powinna opracować (właściwie metodą prób i błędów) swój rytuał, niekoniecznie z wykorzystaniem koreańskich marek. Poza przedstawieniem podstaw pielęgnacji, Charlotte Cho zabiera nas w krótką wycieczkę po swojej rodzinnej Korei (a dokładniej, Seulu). Opowiada o miejscach, które warto zobaczyć i daje kilka dobrych rad dla tych, którzy chcieliby wybrać się w podróż.



Podsumowując...
Książka napisana jest bardzo ciekawie i zawiera dokładnie to co obiecuje - elementarz koreańskiej pielęgnacji. Przeczytałam ją z wielkim zainteresowaniem i przekonałam się do proponowanych przez Autorkę kroków pielęgnacji. Książka porządkuje podstawowe wiadomości i jest niezastąpionym przewodnikiem dla początkujących. Ci, którzy są bardziej zorientowani w temacie, pewnie nie dowiedzą się wielu nowych rzeczy, ale i tak uważam, że warto mieć ją pod ręką - wszystkie zasady w jednym miejscu. Żałuję tylko, że to jedyna książka na polskim rynku, która porusza kwestie koreańskiej pielęgnacji i kosmetyków. Po przeczytaniu i zastosowaniu się do rad Autorki nasuwają się kolejne pytania i wątpliwości, na które zapewne znajdę rozwiązanie w miarę nabierania doświadczenia.
Zatem jest to obowiązkowa pozycja dla tych, którzy zaczynają dopiero swoją przygodę z koreańską pielęgnacją, ale bardziej zaawansowani, również się nie zawiodą.
Rozstrzygając pytanie postawione w tytule posta, stwierdzam subiektywnie, że zarówno książka, jak i prezentowany w niej sposób pielęgnacji, to HIT :). Nie wiem jak u Was, ale mnie to przekonuje.




środa, 9 grudnia 2015

Pierwsza próba paznokciowa, czyli granatowy manicure.

Nie mam doświadczenia w malowaniu sobie paznokci (zwykle miałam za krótkie, albo nie było na to czasu...), ale postanowiłam, że musi się to zmienić. W końcu dłonie to wizytówka kobiety i ponoć pierwsza rzecz na którą zwraca się uwagę przy wszelkich spotkaniach biznesowych, rozmowach o pracę itp. Skoro tak, to czas najwyższy zadbać o dłonie i paznokcie :).


Trudno było mi uchwycić rzeczywisty kolor, ale lakier, którego użyłam to Golden Rose Rich Color nr 126



Jako bazę i jednocześnie odżywkę użyłam KillyS Bio2 Witaminowa bomba (dostępna np. w rossmanie; w składzie nie ma formaldehydu). Odżywkę stosuję od ok. 1,5 tygodnia i wreszcie zaczynają mi rosnąć paznokcie :). 
Top coat to Sally Hansen Diamond Flash. Daje ładny połysk, ale niestety po ok. 3 dniach zaczyna pękać i mogą pojawić się odpryski. Efekt ładny, ale krótkotrwały. No i cena zbyt wysoka (ja kupiłam w promocji).
Cekiny zamówiłam na allegro, mają kolor jasnego/ miodowego brązu. Nakładałam je zwilżoną wykałaczką, gdyż jeszcze nie zaopatrzyłam się w sondę.


Jak już pisałam na początku, to moje pierwsze kroki w malowaniu i w ogóle pielęgnacji paznokci, więc nie oceniajcie zbyt surowo :). 

Bardzo chętnie przeczytam w komentarzach Wasze sposoby na domowy manicure oraz zadbane skórki i paznokcie :). Może polecicie mi jakiś lepszy top coat i odżywkę/ oliwkę do skórek?

wtorek, 8 grudnia 2015

Joybox Grudzień 2015 - czyli przegląd i opinia

Witajcie!

Jak wielkie było moje zaskoczenie gdy dziś w drodze na zajęcia odebrałam telefon od kuriera. Okazało się, że to Joybox! Szczerze mówiąc nie spodziewałam się go tak szybko, więc muszę przyznać, że tym razem Joy zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie. Na szczęście pudełko udało się odebrać jeszcze dziś i na gorąco opisać pierwsze wrażenia. 

Jako pierwszy, poczułam ciężar boxa... W tym miesiącu pudełko pomieściło baardzo dużo kosmetyków o dużej pojemności (nie wiem jakim cudem :); mnie nie udało się spakować wszystkiego tak, by zamknąć wieczko).

Tak prezentuje się zawartość:


Oprócz pokazanych na zdjęciu kosmetyków dołączony był grudniowy numer magazynu Joy oraz ulotki z rabatami.

A oto poszczególne kosmetyki i moje wrażenia:


1 Perfecta SPA, Kawowy żel pod prysznic (250 ml, 14 zł)

Trafiła mi się wersja gruboziarnista z czego bardzo się cieszę, bo dorbnoziarnisty peeling jeszcze mam. Żel ma wyraźnie wyczuwalne drobinki i piękny, na zimowe wieczory, zapach. Normalnie nie przepadam za czekoladowymi kosmetykami, bo zwykle pachną chemicznie, ale tym razem jest inaczej. Aromat czekolady z pomarańczą przywołuje na myśl przyjemny, świąteczny wieczór. Co do działania, nie mam złudzeń... Raczej nie zniweluje cellulitu, ale może pomoże nieco ujędrnić skórę.



2. Krem intensywnie nawilżający marki Arkana - Hydrospheric Intensive Cream + maseczka (miniaturki 10 ml, cena ?)

Niestety nie jestem zadowolona z obecności w Joybox produktów firmy Arkana, ponieważ jestem na nie uczulona. Po ostatnim spotkaniu z kremem i maseczką (również z Joybox) miałam twarz koloru dorodnego buraczka. Wybaczcie, ale nie będę ryzykować i przekażę próbki w świat.


3. Błyszczyk Color Your Lips marki JOKO Cosmetics (cena 16 zł)
4. Tusz Maxi Extra Lash od marki La Luxe Paris (10 ml, cena 15 zł)

Dostałam błyszczyk w kolorze 08, czyli brudny róż albo beż wpadający w różowy. Jednym słowem nude. Będzie do mnie pasował, choć nie przepadam za błyszczykami (lepiące włosy i inne kłopoty :)). Zapach ma słodko - kwaskowy, kosmetyczny, nie drażniący. Zobaczymy jak długo będzie się trzymał na ustach.

Tusz to nie mój faworyt. Mam swojego ulubieńca i trudno będzie go przebić. Poczekam, aż skończy mi się otwarta maskara i wypróbuję. Dobrze, że to czarny kolor :).


5. Płynny jedwab do włosów marki Eveline Cosmetics (37 ml, cena 19,90 zł)

Bardzo się ucieszyłam na wieść, że ten właśnie kosmetyk znajdzie się w pudełku. Zwykle kosmetyki Eveline do włosów bardzo mi je obciążają, więc mam zamiar stosować olejek tylko na końcówki. Ma on żelową konsystencję i piękny zapach. Pierwsze wrażenie bardzo pozytywne.


6. Olejek ze zlotymi drobikami Nacomi Shiny Skin (150 ml, cena 39,99 zł)

Kolejny kosmetyk, na który bardzo czekałam. Ideał na karnawał i nie tylko. Olejek ma w 100% naturalny skład i ślicznie pachnie. Wystarczy zapewne na długo, bo jedno psiknięcie wystarczyło na pokrycie całego ramienia (tak, tak... już musiałam wypróbować). Obawiałam się, że po użyciu będę błyszczeć bardziej niż świąteczna choinka, ale okazało się, że efekt jest delikatny. Olejek rzeczywiście rozświetla, ale drobinki są tak małe, że nie ma obaw o "skorupę z brokatu".



7. Regenerujący krem do rąk Dermedic Linum (50 g, cena 12 zł)

Kolejny udany wybór. W sam raz na zimę. Kremów do rąk nigdy za wiele. Mam swojego ulubieńca (Cztery Pory Roku - Serum do rąk i paznokci), ale i dla niego znajdzie się miejsce w torebce.



8. Krem rozgrzewający do stóp Shefoot Zimowa Pielęgnacja (75 ml, cena 19,90 zł)

Nie miałam jeszcze okazji spróbować produktów tej marki, ale słyszałam bardzo pochlebne opinie, dlatego z chęcią sama się przekonam. Niezbyt podoba mi się zapach kremu, ale mam nadzieję, że działanie to zrekompensuje. Cieszę się, że to krem rozgrzewający, bo mam problem z zimnymi stopami, zwłaszcza o tej porze roku. Kolejny plus dla Joybox :). 


9.  Mleczko do demakijażu marki Corine de Farme Polska (125 ml, cena 15 zł)

Nigdy nie miałam styczności z tą firmą, ale zapewnienie, że  w 99% ma naturalny skład zachęca do użycia (choć patrząc na skład nie jestem pewna, czy to nie jedynie chwyt marketingowy). Mleczko zużyję do końca, choć osobiście wolę płyny micelarne. Ale nie będę wybrzydzać. Uważam, że to kolejny udany produkt z pudełka.


10. Allverne, Nawilżający eliksir do rąk i ciała (300 ml, cena 14 zł)

Kolejny produkt do ciała (i rąk) w tej edycji. Tym razem to balsam (właściwie eliksir, czymkolwiek to się różni :)) w bardzo ładnym i wygodnym opakowaniu. Zapach ma dość delikatny (ładny, ale dla mnie bez szału), ale po użyciu skóra jest bardzo przyjemna w dotyku. Będzie stał przy umywalce, żeby korzystać z niego po umyciu rąk. Duży plus :).


11. Chusteczki do demakijażu Cleanic (10 szt, cena 4,50 zł)

Produkt dla mnie zupełnie obojętny. Fajnie, że jest, ale nie byłoby mi przykro gdyby go zabrakło. Zapakuję do torby na siłownię i skorzystam po treningu. Uniwersalny i przydatny.




Dodatki: Kupony ze zniżkami i magazyn Joy

Podsumowując:

Dla mnie to jedna z lepszych edycji Joyboxa (obok edycji wiosennej). Wszystkie kosmetyki się przydadzą (no może poza Arkaną). Ponadto zawartość została dobrana odpowiednio do pory roku i za to ogromny plus. Cieszę się, że zdecydowałam się na zakup, bo cena pojedynczych produktów po zsumowaniu to ponad 170 zł, a każdy z kosmetyków znajdzie u mnie swoje miejsce.

A jak Wasze wrażenia?

niedziela, 6 grudnia 2015

Pomysł na prezent, czyli subiektywna lista.

W ostatnim poście pisałam o tym jak uniknąć prezentowej wpadki. Pozwólcie, że tym razem zaprezentuję konkretne pomysły na prezent (oczywiście wraz z podaniem stron, na których można je zamówić).
1. Kosmetyki i akcesoria

W tej kategorii mieszczą się zarówno kosmetyki do pielęgnacji ciała, do makijażu (tylko dla bliskich znajomych), perfumy, pędzle, kuferki do kosmetyków i cała masa innych przydatnych gadżetów.



i inne strony konkretnych drogerii i sklepów np. Sephora, Douglas itd.


2. Stylowe dodatki do domu, których sami byśmy sobie nie kupili, bo jakoś szkoda kasy :)

Oczywiście chodzi o drobiazgi, a nie urządzanie drugiej osobie mieszkania. Ważne aby wpisać się w styl obdarowanego. Może być to jakaś grafika na ścianę, zestaw wspólnych zdjęć w ozdobnej ramce, świecznik, ciepły koc czy zabawny kubek.







3. Smakołyki, w tym kawy i herbaty

Dla wielbicieli naturalnych, ekologicznych przysmaków i zdrowego trybu życia paczuszka pełna pyszności będzie wspaniałą niespodzianką :). Ja uwielbiam dostawać zieloną herbatę. [Uwaga tylko na wszelkie alergie!]





4. Prezenty dla aktywnych.

Coraz więcej osób przykłada wagę do zdrowego stylu życia. Dlatego na pewno ucieszą się z jakiegoś fit gadżetu, który będzie odpowiadał ich aktywności. Shaker, krokomierz, a może skakanka? 

http://gymhero.eu/pl/

http://www.decathlon.pl/


5. Gadżety...

Te bardziej lub mniej przydatne, ale zawsze efekciarskie :). Dobrze, aby taki prezent służył obdarowanemu dłużej i częściej niż tylko na jeden raz. Może metalowe kostki do drinków, słońce w słoiku na pochmurne dni, czy szlafrok Jedi sprawią, że na czyjejś twarzy zagości uśmiech?

http://www.ministerstwogadzetow.com/prezenty.html

http://www.toys4boys.pl/

http://pl.dawanda.com/pomyslnaprezent/


To oczywiście tylko kilka propozycji, bo pomysłów na prezent jest całe mnóstwo. Wystarczy tylko usiąść na chwilę, "otworzyć umysł", a na pewno coś ciekawego przyjdzie do głowy.

A Wy macie już prezenty dla bliskich? :)