niedziela, 22 listopada 2015

Mam i ja :)

Witajcie po karygodnie długiej przerwie :)
Obiecuję, że dołożę wszelkich starań, aby pisać tutaj regularnie.

Ale do rzeczy...
Co mam???

Wspaniały dodatek, o którym pisałam przy okazji posta o doborze zegarków.
Czyli... Cluse :)!

Wczorajsze urodziny obchodziłam niestety owinięta kocem, z aspiryną w ręku, tak, tak... dopadł mnie listopadowy wirus. Na szczęście bliscy wiedzą jak poprawić mi humor i oprócz pysznego, czekoladowo porzeczkowego tortu, dostałam takie zawiniątko...


A w nim...



Banan na mojej twarzy przybrał rekordowe rozmiary. Dlaczego? Bo zegarki tej marki spodobały mi się od pierwszego wejrzenia. Co od razu zwróciło moją uwagę, to tarcza - piękna, klasyczna, przejrzysta. Duża (średnica 38 mm), ale nie ogromna. Poza tym cieniutka koperta, dzięki której zegarek nie odstaje zbytnio od ręki = nie zaczepia o ubranie. Następną zaletą są wymienne paski, umożliwiające dobranie koloru paska do stylizacji, czy nastroju.

Mój model to: 

Cluse La Bohème Rose Gold White/Petrol

Czyli po polsku: koperta w kolorze różowego złota z białą tarczą i granatowy pasek.
Jakie jest moje zdanie? Otóż zegarek (ten i inne) jest absolutnie fantastyczny! Oczywiście nie jest to inwestycja na wieeele lat (w końcu cena jest bardzo przystępna), ale świetnie pasuje do nowoczesnej kobiety, która lubi zadbać o swój wizerunek. Szeroka gama kolorystyczna i możliwość samodzielnej wymiany pasków (super, bo nie trzeba za każdym razem iść do serwisu) to gwarancja, że każdy znajdzie coś dla siebie.
A oto kilka zdjeć, jak Cluse prezentuje się na ręku:




Podsumowując... Prezent trafiony w 10 :) ! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz